Dodawanie komentarzy nie gryzie ;)

6 października 2008

Po wczorajszej działce ...

zauważam rzecz następującą: w Warszawie ubieram dzieci w kurtki, czapki, ew bluzy pod spód (przecież zimno jest). Na działce dzieci biegają, za moim pozwoleniem, po dworze w swetrach narzuconych na koszulki- w końcu dom bliziutko i zawsze mogę wejść się ubrać/ogrzać. Dodam,że w domku działkowym biegają albo prawie goło albo w tym samym co na dworze (nie będą rozbierać jak zaraz znowu na dwór pójdą ;p)
I najlepsze,że nie chorują po takim bieganiu :)
Zastanawiałam się jak to jest,że w Warszawie mam większą potrzebę ubrania ich, mimo,że na działce niby ma prawo być zimniej (woda blisko itp). Tatuś skwitował to jednym stwierdzeniem: w Warszawie ludzie są :P
Można z tego dwojaki wniosek wyciągnąć: albo chowani z dala od ludzi byliby najzdrowszymi, odpornymi itp. dziećmi na świecie (no dobra, w świecie "cywilizowanym") albo byliby zaniedbani jak holender (bo skoro ludzie nie patrzą to po co myć, karmić itp ;).
Przywieźliśmy z działki orzechów, jabłek, grzybów... takie tam smaczne "dary jesieni".
A Amelkę naszło teraz na truskawki, porzeczki... skąd ja jej takie lato teraz wezmę? ;)

2 komentarze:

  1. No pewnie,że chodzi o ludzi. Masz przykład: jak poszli do przedszkola, to złapali jakąsik grypę...
    A co do Amelki i truskawek, to znajdź coś zastępczo - widocznie małej trzeba witaminy C! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle,że nie o to szło,ze chorują bo są ludzie tylko,że ubieram bo są ludzie :P
    Amelka zastępczo jada śliwki, gruszki,jabłka, nektarynki... ;)

    OdpowiedzUsuń

Jak miło że chcesz skomentować ten wpis :)